.
Emocje były zawsze! Trochę wokół tego, że ja jestem Polakiem i chciałem, żeby norweska młodzież grała polskie utwory. I tak sobie myślałem: czy oni w ogóle będą tego chcieli? Opowiada Mirosław “Carlos” Kaczmarczyk, muzyk, kompozytor i lider zespołu Loud Jazz Band.
PIERWSZA GITARA. PRZYLGNĘŁO DO MNIE “CARLOS“
Wspomnieniem tej pierwszej gitary są pokrwawione palce. To była taka męka, walka, żeby zagrać jakiś utwór. Było to też marzenie wyrwania się trochę w lepszy świat, bo czasy były ciężkie. Przylgnęło do mnie “Carlos”. Oczywiście od Carlosa Santany. Bo jak się uczyłem grać na gitarze elektrycznej, to Santana mnie inspirował. Ale zawsze powtarzam, że jednocześnie też usłyszałem gitarę jazzową, czyli “Wes” Montgomery. I to te dwa światy pociągnęły mnie jednocześnie. Led Zeppelin, Deep Purple, King Crimson, Emerson, Lake & Palmer. Wszystkie te grupy inspirowały, które do tej pory są największym źródłem inspiracji dla młodych ludzi. Jak udało się dotrzeć do Akademii Muzycznej w Katowicach, to wpadłem w środowisko, które było bardzo wąskie, bo nas było dosłownie kilku na całą Polskę. A to otwierało wszystko.
SKANDYNAWIA. TĘSKNOTA ZA TYM, ŻE GDZIEŚ TAM JEST LEPIEJ
Skandynawia to był taki trochę temat od dzieciństwa, bo to w tym szarym naszym okresie lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych, była taka tęsknota – za tym, że gdzieś tam jest lepiej. To jest też naturalne, że jak ktoś uczy się, studiuje, to główną myślą jest, żeby gdzieś podbić świat. I wyjeżdża się. A Skandynawia zaraziła nas Bergmanem. Było kino dobrych filmów “Wiedza” w Warszawie. Tam chodziliśmy na wagary. I tam oglądaliśmy Bergmana. To taka tęsknota za tą ciszą skandynawską, za tymi twarzami, które siedzą w oknie i się nie poruszają. To po prostu był tak wielki kontrast do naszego życia w Polsce.
WYJAZD DO NORWEGII. BYŁEM ZAKOCHANY
A wyjechałem, ponieważ moja żona, ciągle moja żona, była tu, studiowała muzykę kościelną, organy. Poza tym była dyrygentem już wykształconym w Polsce i pianistką. I ona tu odnalazła się bardzo dobrze. A ja już dojrzałem trochę, już najeździłem się po świecie i wyturlałem się na trasach polskich, grając po 30 koncertów miesięcznie. I już byłem gotowy, żeby trochę się uspokoić. Byłem zakochany i po prostu czułem, że muszę to zrobić. Ale to jednak była taka decyzja – z bycia freelancerem i z tańczenia z gitarą po scenie, teraz trzeba było się tak jakby troszeczkę znormalizować i znaleźć w życiu codziennym. Tym, kim ja już byłem, to co osiągnąłem, ten mój bagaż: wykształcenie, doświadczenie i sukcesy. Bo wróciłem przecież z Brodwayu z “Metrem”, nominacja do “Fryderyka”, płyta dla “Mercury”. Było niby tak wspaniale, a jednocześnie stało się to takim trochę ciężkim bagażem. Bo mogłoby się wydawać, że jak tu przyjadę, to od razu będą mi tylko klaskać i wszystko będzie się otwierało. A tu się okazuje, że codzienność jest taka, że nikogo się nie zna, jest samotność, nie znałem języka. Język norweski nie przychodził mi łatwo. I człowiek naprawdę musi się w tym znaleźć.
LOUD JAZZ BAND. ZESPÓŁ, KTÓRY PROWADZĘ JUŻ 30 LAT
Ten skład jest międzynarodowy, muzycy trochę się zmieniają, ale niektórzy są z pierwszego składu. Tak samo jak są muzycy z pierwszego składu polskiego. Jest Wojtek Staroniewicz z Sopotu do tej pory. On był współzałożycielem zespołu. Także Maciej Ostromecki z Ciechanowa, perkusjonista jest też w zespole. Ci młodzi muzycy norwescy, którzy startowali u mnie, teraz są bardzo znani w Norwegii. Nasze trasy koncertowe były związane z tym, że musiałem mówić po polsku, norwesku i angielsku. Często zdarzały się śmieszne sytuacje, kiedy patrzyłem na Norwega, mówiąc po polsku, i odwrotnie. Ale właśnie okazuje się, że jest takie coś, co jest ponad tym wszystkim. Bo norwescy muzycy grają zupełnie inaczej i Polacy również – każdy ma swój jakiś język, ma swoją autonomię. Akurat okazuje się, że na pewnym etapie wszyscy się rozumieją bez słów. I faktycznie siła muzyki polega na tym, że jeżeli muzycy są wrażliwi, utalentowani i z doświadczeniem, to oni się w jakiś niezrozumiały sposób dopasowują i znajdują wspólny język.
SZKOŁA. INSTRUOWANIE TO JEST BARDZIEJ INSPIROWANIE!
Pracuję w szkołach muzycznych jako wykładowca gitary elektrycznej. Zdobywałem doświadczenie tak na poważnie w Norwegii. Wyczułem w szkole taką możliwość nauczenia się wielu rzeczy. Tak paradoksalne, bo przecież ja miałem być nauczycielem, to ja w zasadzie byłem tam, żeby uczyć. Zostałem skonfrontowany szybko. Musiałem to przełknąć. Zobaczyłem, że to ja muszę się uczyć ciągle. I to stało się taką codziennością, że ja zobaczyłem, że warto być uważnym, w sensie obserwacji. Obserwacja jest takim ważnym elementem, żeby nie tylko iść gotowym z jakąś koncepcją, że jest tak i tak. Emocje były zawsze, trochę wokół tego, że ja jestem Polakiem. Chciałem żeby moi uczniowie (młodzież norweska) grali polskie utwory. I tak mówię: czy oni będą chcieli jakieś polskie utwory?
Przeczytaj również nasz kolejny artykuł: Cosmopolite Scene – po drugiej stronie klubowej sceny
Jak to jest w ogóle, jak do tego podejść?
To była taka faktycznie trochę nieśmiałość, taka niepewność. Ale się okazuje, że to zupełnie tak nie jest. Oni są otwarci po prostu. I nawet teraz ostatnio, w Komedy utworach, Sunniva śpiewała po polsku, kalecząc ten polski – musiałem jej tłumaczyć, że “wszystko, co zaśpiewasz po polsku, będziesz kochana za to przez Polaków, bo nawet jak będziesz przekręcała, to chodzi o ten gest, że chcesz to po polsku zaśpiewać. To jest najważniejsze. Że nie musisz być perfekcyjna”. Także oni wchodzą w to. Tak samo w czasie festiwalu hendrixowskiego, 1. maja, Tobias śpiewał dużo utworów polskich: Breakoutu, Perfectu. Instruowanie to jest tak jakby bardziej inspirowanie. I to najbardziej cieszy.
“Carlos. Pomiędzy szkołą życia a sztuką inspirowania” – to 4 odcinek miniserii wywiadów “Polska w Twoich oczach, Norwegia w moich oczach. Kliknij i obejrzyj cały odcinek tutaj:
NORSK TEKST
“Carlos. Mellom leksjoner i livets skole og kunsten å inspirere”
Det har alltid vært følelser, blant annet fordi jeg er polsk og ønsket at norske ungdommer skulle spille litt polsk musikk. Og jeg har tenkt: Vil de i det hele tatt ha lyst det? Mirosław “Carlos” Kaczmarczyk, musiker, komponist og bandleder for Loud Jazz Band, forteller om sitt liv i Norge.
DEN FØRSTE GITAREN OG KALLENAVNET “CARLOS”
Minnet om den første gitaren min er fingre med blod. Det var et mareritt, en kamp om å få til å spille et stykke. Det var en drøm om å kaste seg ut i en annen, bedre verden. Det var nokså tunge tider. Jeg fikk kallenavnet “Carlos”. Fra Carlos Santana, naturligvis. For når jeg var i gang med å lære meg å spille el-gitar, var det Santana som inspirerte meg. Men, som jeg alltid understreker, det var også jazzgitar av “Wes” Montgomery. Det var de to verdenene som trakk meg inn i seg samtidig. Led Zeppelin, Deep Purple, King Crimson, Emerson, Lake & Palmer. Alle de bandene inspirerte, og de er fremdeles den største inspirasjonskilden til unge folk. Jeg klarte å komme meg til Musikkakademiet i Katowice, det vil si at jeg har på en måte kommet meg inn i et veldig trangt musikkmiljø, for vi var noen få studenter fra hele Polen. Og det åpnet alle veier for oss.
SKANDINAVIA. VI LENGTET ETTER ET STED DER BORTE DER DET STO BEDRE TIL
Skandinavia var et viktig tema siden jeg var barn, for i denne grå tidsperioden på 70- og 80-tallet lengtet vi etter et sted der borte der det sto bedre til. Det er også naturlig når man lærer og studerer at man ønsker å erobre verden på et eller annet vis og da reiser man bort. Og Skandinavia smittet oss med Bergman. Det var en kino med gode filmer i Warszawa. Den het “Wiedza” (“Kunnskap”). Det var der vi gikk når vi skulket skolen og der så vi Bergman. Det var lengselen etter skandinavisk stillhet, etter ansikter man ser i vinduet som ikke beveger seg. Det var rett og slett så sterk kontrast til vårt liv i Polen.
ANKOMST TIL NORGE. JEG VAR FORELSKET
Jeg reiste bort, fordi min kone, hun som fremdeles er min kone, har vært her, studert kirkemusikk, orgel. Hun var ellers dirigent og pianist utdannet i Polen. Og hun har funnet seg til rette her. Mens jeg ble moden nok etter å ha reist rundt i verden og rullet langs polske veier og spilt 30 konserter per måned. Så jeg ble klar til å roe meg litt ned. Jeg var forelsket og følte at jeg måtte gjøre dette, men det var faktisk også et valg mellom det å være frilanser og danse med gitar på scenen, eller stabilisere seg litt og finne seg til rette i en vanlig hverdag. Det jeg har blitt, det jeg allerede hadde oppnådd før jeg kom hit, var min bagasje, altså: utdannelse, erfaring, ulike suksesser, for jeg har jo vært på Broadway med den polske musicalen “Metro”, nominert til musikkprisen “Fryderyk”, har spilt inn en skive for plateselskapet Mercury. Det var så fantastisk, men det ble samtidig en litt tung bagasje. For det kunne virke som musikkbransjen ville stå åpen og alle skulle klappe for meg når jeg kom hit. Mens realiteten var mye annerledes, jeg kjente ingen, kunne ikke språket, det var ensomt. Norsk språk var ikke lett for meg å lære. Og man er nødt til å virkelig finne seg i det.
LOUD JAZZ BAND, SOM JEG HAR LEDET I 30 ÅR
Dette bandet er internasjonalt, besetningen varierer litt, men noen har vært med fra starten av. Også fra den opprinnelige polske besetningen, som Wojtek Staroniewicz fra Sopot. Han var med på å opprette bandet og er med fremdeles. Samme med trommisten, Maciej Ostromecki fra Ciechanów. De unge norske musikerne som begynte hos meg er anerkjente i Norge i dag. Det at vi turnerte mye gjorde at jeg måtte snakke polsk, norsk og engelsk. Det oppsto ofte morsomme situasjoner når jeg rettet blikket mot en nordmann og snakket polsk, og motsatt. Men det virker som det finnes noe som svever over alt dette. Fordi de norske musikerne spiller jo helt annerledes enn de polske. Hver av oss har et eget språk, en autonomi. Men på et visst stadium av denne prosessen er det slik at alle forstår hverandre uten ord. Det er det musikkens kraft handler om, at når musikerne er følsomme, begavede og erfarne så tilpasser de seg hverandre, og på et eller annet vis finner de et felles språk.
SKOLE. DET Å VEILEDE DREIER SEG MER OM Å INSPIRERE NOEN
Jeg jobber i kulturskoler som el-gitar-lærer. Det er først i Norge jeg faktisk har fått den typen erfaring. Jeg har skjønt intuitivt at man lærer mye når man underviser. Det er et paradoks, for jeg var jo den som skulle være lærer, og jeg har faktisk vært der for å undervise. Jeg ble konfrontert raskt med dette. Jeg måtte godta at det var jeg som stadig måtte lære noe nytt. Og det begynte å bli min hverdag. Jeg har merket at det man må være mindful, observere. Observasjon er jo et så viktig element, det at du ikke har noen fasit på alt på forhånd. Men denne jobben har alltid vekket noen følelser, blant annet fordi jeg er polsk og ønsket at norske ungdommer skulle spille litt polsk musikk. Og jeg har tenkt: Vil de det i det hele tatt? Er det mulig å få dem med på det? Hvordan vil de se på det? Jeg var faktisk litt sjenert og usikker. Men det viste seg å være ubegrunnet, fordi akkurat barn og unge er åpne for nye ting på en naturlig måte. I den siste tiden da min elev, Sunniva skulle synge Komedas låter på polsk, og det var da litt gebrokkent polsk – måtte jeg forsikre henne: “Absolutt alt du vil synge på polsk, vil bare gjøre at polakker vil elske deg, for til og med hvis du skulle blande de polske lydene, så er det ønsket ditt om å synge på polsk som er storslått. Det er jo viktigst med denne gesten overfor dem, du må ikke være perfekt”. Og slike ting gjør at elevene blir med på det. Det samme er med Hendrix-festivalen, som holdes den 1. mai. Tobias synger jo mange polske sanger: Breakout, Perfect. Det å veilede dreier seg mer om å inspirere noen. Det gir mest glede.
“Carlos. Mellom leksjoner i livets skole og kunsten å inspirere” – det er den 4. episoden i mini-intervjuserien “Polen i dine øyne, Norge i mine øyne”. Klikk og se episoden her: https://youtu.be/g5luyGJ971o