Ostatnio pisałam Wam o tym, że Norwegia urzeka piękną pogodą jak nigdy wcześniej. I co? Znacie takie powiedzenie o tym, aby nie chwalić dnia przed zachodem słońca? Mnie się to właśnie udało.. Niedziela rano i nagle – BUM! Burza. Bezpiecznik wysiadł, światła nie ma, telewizja nie chce współpracować i co najgorsze…
To chyba ( największy, najokropniejszy, wstrętny – niepotrzebne skreślić lub nowe dopisać ) koszmar, jaki można sobie wyobrazić. Alarm podniesiony do granic możliwości. Mama z drugiego końca świata po moich dwóch dniach nieobecności na portalach społecznościowych wpadła na pomysł, żeby zatelefonować ( ha, komórka nie padła ! ). Tata póki co się nie zorientował, a Przyjaciółka wysnuła tak czarny scenariusz, że Stephen King się przy niej chowa ( wiadomo, szpital, wypadek, pożar, powódź, klęska żywiołowa ). Uświadomiło mi to, że obecne czasy, to czasy internetu. Fakt, zdawałam sobie z tego sprawę, jednak jak przyszło co do czego, nawet ja nie mogłam w to uwierzyć.
Dostępność całodobowa – wada czy zaleta?
Jesteśmy ciągle on-line. Na zebraniu, na randce, przy obiedzie czy w toalecie. Nikt, zupełnie nikt, nie wpadł na to, że PO PROSTU NIE MAM INTERNETU. Mieści się Wam w głowie jego brak?
Ale do rzeczy. Kilka dni bez kontaktu ze światem. Cisza, spokój, zero powiadomień, rozmów z bliskimi. I pytanie – jak żyłam, kiedy nie było tego ustrojstwa? Hmm..
Domowe przeboje!
Snuję się po domu. Sprzątanie. Rach ciach, odkurzone, podłoga umyta, kurze wytarte. Tylko okna nie umyte, ale nie przesadzajmy. Do świąt jeszcze daleko ;). Pranie. W Norwegii jestem z moim lubym i tak naprawdę, większość rzeczy to jego z pracy. To cyk, proszek, płyn do płukania i lecimy. Obiad. Kotlecik, ziemniaczki, suróweczka ( nie macie wrażenia, że My, Polacy, mamy takie ładne zdrobnienia? Moje ulubione to chyba pieniążki 😀 ). W międzyczasie zmywanie i rozwieszanie prania ( okazało się, że da się to zrobić od razu ). Wzięłam się nawet za układanie ubrań w szafie, co nie jest moim ulubionym zajęciem. Zupełnie nie wiem dlaczego. I na tym koniec. Siedzę, i siedzę, i nie wiem co dalej.
Nagle przypomniałam sobie, co lubiłam robić.
Książki. Moja ukochana Babcia, zawsze dziwiła się, że w takim tempie pochłaniam słowa. A Dziadzio mówił, żebym wyłączyła lampkę, bo nie mógł spać. Ale to na nic. I tak czytałam. Spojrzałam na moją dość ubogą, póki co, bibliotekę ( niestety.. ). I się zaczęło.
Jesteście ciekawi, co przeczytałam? Co polecam w dni, kiedy internet się jednak skończy?
Zapraszam do czytania kolejnych artykułów, na pewno znajdziecie ciekawe pomysły dla siebie.
A internetu nie ma dalej.. I nic nie wskazuje na to, żeby szybko się pojawił..
Dlatego piszę z do Was z jednej z sieciowych restauracji na “M”. Z komputerem czuję się niczym bizneswoman! 😀